piątek, 26 lutego 2016

Zgodna z prawem różnorodność przejawów ludzkiej indywidualności cz.II



   Na skutek braku współczesnych ludzi jakiejkolwiek wiedzy i umiejętności właściwego przygotowania dorastającego pokolenia do odpowiedzialnej egzystencji poprzez specjalne wychowywanie wszystkich oddzielnych części, z których składa się ich zbiorcza obecność, każdy człowiek jawi się dzisiaj jako coś naprawdę absurdalnego i bardzo kosmicznego, a mianowicie, jeśli znowu posłużyć się naszym przykładem, przedstawia mniej więcej taki obraz:
   Kareta ,,ostatni krzyk mody”, prosto z fabryki, polakierowana przez autentycznych niemieckich majstrów z miasta Barmen i zaprzężona w takiego konia, jakiego na obszarze Zakaukazia nazywa się ,,dglozi-dzi”.
   
Na koźle tego wytwornego powozu siedzi nieogolony, nieuczesany i zaspany woźnica – dryndziarz, odziany w zatłuszczoną kapotę  znalezioną w kuble na śmieci, do którego wrzuciła ją, jak niepotrzebny rupieć, pomywaczka Marysia. Na jego głowie błyszczy nowiutki cylinder, dokładna kopia cylindra Rockefellera, a w butonierce ma dużą, ledwie co ściętą chryzantemę.
   Człowiek współczesny musi nieuchronnie przedstawiać taki groteskowy widok przede wszystkim dlatego, że od chwili, gdy przyszedł na świat, te trzy kształtujące się w nim części – które wprawdzie powstały z odmiennych przyczyn i ich właściwości różnią się jakością, ale żeby w okresie jego odpowiedzialnej egzystencji mogły dążyć do jednego celu, muszą wspólnie reprezentować w nim jedną całość – zaczynają, by tak rzec, ,,żyć” w pojedynkę i umacniać się w swych specyficznych przejawach, nigdy  nie ucząc się udzielać sobie automatycznie niezbędnego wzajemnego wsparcia czy pomocy, ani choćby tylko w przybliżeniu nawzajem się rozumieć, wskutek czego później, kiedy sytuacja wymaga takich  uzgodnionych przejawów, okazuje się, że jest to niemożliwe.
   W obecnych czasach, dzięki ugruntowanemu już ostatecznie w życiu ludzi ,,systemowi wychowania dorastającego pokolenia” – który polega wyłącznie na wbijaniu uczniom do głowy rozmaitych, niemal zawsze zupełnie pustych słów i wyrażeń powtarzanych w kółko aż do ,,ogłupienia”, a także na nauce rozpoznawania rzeczywistości, którą rzekomo te słowa i wyrażenia oznaczają, wyłącznie na podstawie różnicy w ich brzmieniu – woźnica potrafi jeszcze od biedy wytłumaczyć  innym podobnym do siebie typom rożne budzące się w nim pragnienia, i czasem umie nawet jakoś tych innych zrozumieć.
   Bajtlując z resztą woźniców w oczekiwaniu na pasażera czy flirtując nieraz na progu z gosposiami z sąsiedztwa, nasz woźnica-dryndziarz poznał nawet rozmaite, jak to się mówi ,,formy grzecznościowe”.
    Oprócz tego, dostosowując się do zewnętrznych warunków życia wszystkich woźniców, nauczył się z czasem automatycznie odróżniać jedną ulicę od drugiej i jeśli na przykład któraś z ulic jest zamknięta z powodu robót, to umie znaleźć inną drogę, żeby dotrzeć pod wskazany adres.
   Co się zaś tyczy konia, to chociaż ów szkodliwy wymysł współczesnych ludzi zwany ,,wychowaniem’’ nie odnosi się do jego kształtowania – dzięki czemu możliwości otrzymane dziedzicznie nie ulegają w nim atrofii – jednak to kształtowanie odbywa się w warunkach nienormalnie ustalonego procesu zwykłej egzystencji ludzi, skutkiem czego dorasta on jak sierota zapomniana przez wszystkich, na dodatek zaszczuty, i nie przyswaja sobie niczego, co by się mogło komponować z ustaloną już psychiką jego woźnicy, ani też niczego się od niego nie uczy, a to w sumie powoduje, że nie ma najmniejszego o formach wzajemnych stosunków, do których przywykł ten ostatni, i że nie nawiązuje się między nimi żaden kontakt pozwalający im się wzajemnie porozumiewać.
   Ale może się zdarzyć, że koń, pędząc swój sierocy żywot, pozna mimo wszystko jakąś formę komunikowania się z woźnicą i bodaj nawet nauczy się trochę jakiegoś ,,języka” – tylko cała bieda z tym, że woźnica nic o tym nie wie i wręcz nie podejrzewa, że jest to możliwe.
   Nie dość, że z powodu takich nienormalnych warunków nie formują się między koniem i woźnicą żadne dane, które by pozwoliły im przynajmniej automatycznie jako tako się porozumiewać, to jeszcze istnieje wiele innych zewnętrznych przyczyn, zupełnie od nich niezależnych i pozbawiających ich wszelkiej możliwości osiągnięcia razem tego jedynego celu będącego ich wspólnym przeznaczeniem.
   Rzecz w tym, że tak jak poszczególne samodzielne części dorożki są ze sobą połączone: powóz z koniem za pomocą hołobli, a koń z woźnicą za pomocą lejców, tak samo połączone są wzajemnie oddzielne części ogólnej organizacji człowieka: ciało z organizacją czucia poprzez krew, a organizacja czucia z organizacją świadomego myślenia poprzez,, hanbledzion”, czyli substancja, która powstaje w zbiorczej obecności człowieka w rezultacie wszystkich celowo podejmowanych wysiłków istnieniowych.
   Obowiązujący obecnie nieprawidłowy system wychowania doprowadził do tego, że woźnica przestał mieć jakikolwiek wpływ na swego konia, jeśli nie liczyć tego, że lejcami potrafi wywołać w świadomości zwierzęcia tylko trzy idee: na prawo, na lewo i zatrzymaj się.
   Prawdę mówiąc, nawet i to nie zawsze się okazuje możliwe, ponieważ lejce przeważnie wyrabia się z materiałów, które reagują na pewne zjawiska atmosferyczne, więc na przykład w czasie ulewnego deszczu pęcznieją i potem się kurczą, a w upał na odwrót, przez co zmienia się też ich oddziaływanie na zautomatyzowaną wrażliwość percepcji konia.
   Dokładnie to samo zachodzi w ogólnej organizacji przeciętnego człowieka za każdym razem, gdy pod wpływem dowolnego wrażenia zmienia się w nim ,,gęstość i tempo hanbledzoina” i gdy wskutek tego jego myślenie definitywnie traci jakąkolwiek możliwość oddziaływania na organizację czucia.
   A zatem, podsumowując wszystko, co zostało powiedziane, musimy przyznać, że każdy człowiek rad nie rad powinien dążyć do tego, by mieć własne ,,Ja”, bo w przeciwnym razie pozostanie na zawsze tylko ,,dorożką”, do której dowolny pasażer może wsiąść i rozporządzać nią, jak mu się żywnie podoba.
   Warto tutaj zaznaczyć, że Instytut Harmonijnego Rozwoju Człowieka, zorganizowany według systemu Gurdżijewa, wśród podstawowych zadań postawił sobie też za cel z jednej strony odpowiednio wykształcić w swych uczniach, zgodnie z wymaganiami ich przyszłej subiektywnej egzystencji, każdą z tych wyliczonych niezależnych osobowości – najpierw oddzielnie, a potem w ich wzajemnych relacjach – a z drugiej strony począć i rozwinąć w swoich wychowankach to, co powinien mieć każdy, kto nosi imię ,,człowiek bez cudzysłowu”: jego własne ,,Ja”.
    Aby dać ściślejszą, można by rzec, naukową definicję różnicy między prawdziwym człowiekiem, to znaczy takim, jakim być powinien, a tym, którego nazywamy ,,człowiekiem w cudzysłowie”, czyli  takim, jakim stał się prawie  każdy współczesny człowiek, warto w tym miejscu przytoczyć, co na ten temat powiedział Gurdżijew w czasie jednej ze swoich pogadanek.
    Otóż  wyraził to wtedy tak:
   -Jeśli chcemy zdefiniować człowieka z punktu widzenia, który nas interesuje, to na nic nam się nie zda współczesna wiedza o jego anatomicznych, fizjologicznych czy psychicznych cechach, ponieważ te cechy, w mniejszym lub większym stopniu, przynależną każdemu człowiekowi, a skoro stosują się jednakowo do wszystkich, to nie możemy za ich pomocą dokonać potrzebnego nam rozróżnienia między ludźmi.
   Za miernik takiego rozróżnienia można przyjąć tylko następujące sformułowanie:

   CZŁOWIEK TO ISTOTA, KTÓRA POTRAFI ,,CZYNIĆ”, A ,,CZYNIĆ” TO ZNACZY DZIAŁAĆ ŚWIADOMIE I Z WŁASNEJ INICJATYWY.
    
Faktycznie, każdy w miarę zdrowo myślący człowiek, który potrafi być choć trochę bezstronny, musi przyznać, że do tej pory nie istniała ani istnieć nie mogła pełniejsza i bardziej wyczerpująca definicja.
   Jeśli przyjmiemy tę definicję choćby tylko prowizorycznie, to nieuchronnie pojawi się pytanie: 
Czy człowiek, który jest produktem współczesnego wychowania i współczesnej cywilizacji, może sam czynić cokolwiek świadomie i z własnej woli?
   Nie! – odpowiadamy od razu.
   Dlaczego nie?
   Choćby tylko dlatego, że, jak dowodzi i stanowczo stwierdza na podstawie własnych badań doświadczalnych Instytut Harmonijnego Rozwoju Człowieka, u ludzi współczesnych wszystko bez wyjątku od początku do końca ,,się czyni” i nie ma niczego takiego, co by człowiek współczesny ,,czynił” sam.
   W życiu osobistym, rodzinnym i społecznym, w polityce, nauce, sztuce, filozofii i religii, słowem w tym, co składa się na proces zwykłego życia współczesnego człowieka, wszystko od początku do końca  ,,się czyni” i ani jedna z tych ,,ofiar współczesnego wychowania” sama nie jest w stanie niczego ,,uczynić”.
   To kategoryczne stwierdzenie, doświadczalnie udowodnione przez Instytut Harmonijnego Rozwoju Człowieka, a mianowicie, że zwykły człowiek niczego ,,czynić” nie może i że z nim wszystko ,,się czyni”, jest zbieżne z tym, co mówi o człowieku współczesna ,,ścisła nauka pozytywna”.
   Współczesna ,,ścisła nauka pozytywna” utrzymuje, że człowiek jest bardzo złożonym organizmem, który w drodze ewolucji rozwinął się z najprostszych organizmowi teraz ma zdolność reagowania na wrażenia zewnętrzne w niezwykle złożony sposób.
   Ta zdolność reagowania jest w człowieku tak złożona i różne jego odruchy mogą być tak odległe od przyczyn, które je wywołały i warunkują, że działania człowieka, a przynajmniej pewna ich cześć, sprawiają na naiwnym obserwatorze wrażenie zupełnie spontanicznych.
   Ale zgodnie z ideami Gurdżijewa przeciętny człowiek jest w rzeczywistości niezdolny do nawet najmniejszych samodzielnych lub spontanicznych działań czy słów. W całości jest tylko i wyłącznie rezultatem zewnętrznych wpływów. Człowiek to maszyna transformacyjna – coś w rodzaju stacji przekaźnikowej sił.
   Tak więc z punktu widzenia całokształtu idei Gurdżijewa, a także zgodnie ze współczesną ,,ścisłą nauką pozytywna”, człowieka odróżnia od zwierząt jedynie większą złożoność reakcji na wrażenie zewnętrzne i bardziej skomplikowana struktura systemu ich postrzegania.
   Jeśli zaś chodzi o to, co przypisuje się człowiekowi i nazywa ,,wolą”, Gurdżijew całkowicie zaprzecza możliwości jej występowania w zbiorczej obecności przeciętnego człowieka.
   Wola to pewna kombinacja ukształtowana z rezultatów określonych właściwości, które specjalnie wypracowali w sobie ludzie potrafiący ,,czynić”.
   Natomiast w obecnościach zwykłych ludzi to, co oni zwą ,,wolą”, to wyłącznie wypadkowa pragnień.
   Wola jest oznaką bardzo wysokiego stopnia bycia w porównaniu z byciem zwykłego człowieka. I tylko ci, którzy władają takim byciem, mogą ,,czynić”.
   Wszyscy pozostali ludzie to po prostu automaty, maszyny lub nakręcane zabawki wprawiane w ruch przez zewnętrzne siły działające w takim stopniu, w jakim działa umieszczona w nich wskutek przypadkowych warunków zewnętrznych ,,sprężyna”, której oni sami nie mogą z własnej inicjatywy ani wzdłużyć, ani skrócić, ani zmienić.
   A potem, chociaż przyznajemy, że człowiek ma w sobie wielkie możliwości, to dopóki pozostaje taki, jakim jest obecnie, odmawiamy mu wszelkiej wartości jako samodzielnej jednostce.

Koniec cz. II

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz