Na skutek
braku współczesnych ludzi jakiejkolwiek wiedzy i umiejętności właściwego
przygotowania dorastającego pokolenia do odpowiedzialnej egzystencji poprzez
specjalne wychowywanie wszystkich oddzielnych części, z których składa się ich
zbiorcza obecność, każdy człowiek jawi się dzisiaj jako coś naprawdę
absurdalnego i bardzo kosmicznego, a mianowicie, jeśli znowu posłużyć się
naszym przykładem, przedstawia mniej więcej taki obraz:
Kareta ,,ostatni krzyk mody”, prosto z fabryki, polakierowana przez autentycznych niemieckich majstrów z miasta Barmen i zaprzężona w takiego konia, jakiego na obszarze Zakaukazia nazywa się ,,dglozi-dzi”.
Kareta ,,ostatni krzyk mody”, prosto z fabryki, polakierowana przez autentycznych niemieckich majstrów z miasta Barmen i zaprzężona w takiego konia, jakiego na obszarze Zakaukazia nazywa się ,,dglozi-dzi”.
Na koźle tego wytwornego powozu siedzi nieogolony, nieuczesany i zaspany woźnica – dryndziarz, odziany w zatłuszczoną kapotę znalezioną w kuble na śmieci, do którego wrzuciła ją, jak niepotrzebny rupieć, pomywaczka Marysia. Na jego głowie błyszczy nowiutki cylinder, dokładna kopia cylindra Rockefellera, a w butonierce ma dużą, ledwie co ściętą chryzantemę.
Człowiek
współczesny musi nieuchronnie przedstawiać taki groteskowy widok przede
wszystkim dlatego, że od chwili, gdy przyszedł na świat, te trzy kształtujące
się w nim części – które wprawdzie powstały z odmiennych przyczyn i ich
właściwości różnią się jakością, ale żeby w okresie jego odpowiedzialnej
egzystencji mogły dążyć do jednego celu, muszą wspólnie reprezentować w nim
jedną całość – zaczynają, by tak rzec, ,,żyć” w pojedynkę i umacniać się w
swych specyficznych przejawach, nigdy
nie ucząc się udzielać sobie automatycznie niezbędnego wzajemnego
wsparcia czy pomocy, ani choćby tylko w przybliżeniu nawzajem się rozumieć,
wskutek czego później, kiedy sytuacja wymaga takich uzgodnionych przejawów, okazuje się, że jest
to niemożliwe.
W obecnych
czasach, dzięki ugruntowanemu już ostatecznie w życiu ludzi ,,systemowi
wychowania dorastającego pokolenia” – który polega wyłącznie na wbijaniu
uczniom do głowy rozmaitych, niemal zawsze zupełnie pustych słów i wyrażeń
powtarzanych w kółko aż do ,,ogłupienia”, a także na nauce rozpoznawania
rzeczywistości, którą rzekomo te słowa i wyrażenia oznaczają, wyłącznie na
podstawie różnicy w ich brzmieniu – woźnica potrafi jeszcze od biedy
wytłumaczyć innym podobnym do siebie
typom rożne budzące się w nim pragnienia, i czasem umie nawet jakoś tych innych
zrozumieć.
Bajtlując z
resztą woźniców w oczekiwaniu na pasażera czy flirtując nieraz na progu z
gosposiami z sąsiedztwa, nasz woźnica-dryndziarz poznał nawet rozmaite, jak to
się mówi ,,formy grzecznościowe”.
Oprócz
tego, dostosowując się do zewnętrznych warunków życia wszystkich woźniców,
nauczył się z czasem automatycznie odróżniać jedną ulicę od drugiej i jeśli na
przykład któraś z ulic jest zamknięta z powodu robót, to umie znaleźć inną drogę,
żeby dotrzeć pod wskazany adres.
Co się zaś
tyczy konia, to chociaż ów szkodliwy wymysł współczesnych ludzi zwany
,,wychowaniem’’ nie odnosi się do jego kształtowania – dzięki czemu możliwości
otrzymane dziedzicznie nie ulegają w nim atrofii – jednak to kształtowanie
odbywa się w warunkach nienormalnie ustalonego procesu zwykłej egzystencji
ludzi, skutkiem czego dorasta on jak sierota zapomniana przez wszystkich, na
dodatek zaszczuty, i nie przyswaja sobie niczego, co by się mogło komponować z
ustaloną już psychiką jego woźnicy, ani też niczego się od niego nie uczy, a to
w sumie powoduje, że nie ma najmniejszego o formach wzajemnych stosunków, do
których przywykł ten ostatni, i że nie nawiązuje się między nimi żaden kontakt
pozwalający im się wzajemnie porozumiewać.
Ale może
się zdarzyć, że koń, pędząc swój sierocy żywot, pozna mimo wszystko jakąś formę
komunikowania się z woźnicą i bodaj nawet nauczy się trochę jakiegoś ,,języka”
– tylko cała bieda z tym, że woźnica nic o tym nie wie i wręcz nie podejrzewa,
że jest to możliwe.
Nie dość,
że z powodu takich nienormalnych warunków nie formują się między koniem i
woźnicą żadne dane, które by pozwoliły im przynajmniej automatycznie jako tako
się porozumiewać, to jeszcze istnieje wiele innych zewnętrznych przyczyn,
zupełnie od nich niezależnych i pozbawiających ich wszelkiej możliwości
osiągnięcia razem tego jedynego celu będącego ich wspólnym przeznaczeniem.
Rzecz w
tym, że tak jak poszczególne samodzielne części dorożki są ze sobą połączone:
powóz z koniem za pomocą hołobli, a koń z woźnicą za pomocą lejców, tak samo
połączone są wzajemnie oddzielne części ogólnej organizacji człowieka: ciało z
organizacją czucia poprzez krew, a organizacja czucia z organizacją świadomego
myślenia poprzez,, hanbledzion”, czyli substancja, która powstaje w zbiorczej
obecności człowieka w rezultacie wszystkich celowo podejmowanych wysiłków
istnieniowych.
Obowiązujący obecnie nieprawidłowy system wychowania doprowadził do
tego, że woźnica przestał mieć jakikolwiek wpływ na swego konia, jeśli nie
liczyć tego, że lejcami potrafi wywołać w świadomości zwierzęcia tylko trzy
idee: na prawo, na lewo i zatrzymaj się.
Prawdę
mówiąc, nawet i to nie zawsze się okazuje możliwe, ponieważ lejce przeważnie
wyrabia się z materiałów, które reagują na pewne zjawiska atmosferyczne, więc
na przykład w czasie ulewnego deszczu pęcznieją i potem się kurczą, a w upał na
odwrót, przez co zmienia się też ich oddziaływanie na zautomatyzowaną
wrażliwość percepcji konia.
Dokładnie
to samo zachodzi w ogólnej organizacji przeciętnego człowieka za każdym razem,
gdy pod wpływem dowolnego wrażenia zmienia się w nim ,,gęstość i tempo
hanbledzoina” i gdy wskutek tego jego myślenie definitywnie traci jakąkolwiek
możliwość oddziaływania na organizację czucia.
A zatem,
podsumowując wszystko, co zostało powiedziane, musimy przyznać, że każdy
człowiek rad nie rad powinien dążyć do tego, by mieć własne ,,Ja”, bo w
przeciwnym razie pozostanie na zawsze tylko ,,dorożką”, do której dowolny
pasażer może wsiąść i rozporządzać nią, jak mu się żywnie podoba.
Warto tutaj
zaznaczyć, że Instytut Harmonijnego Rozwoju Człowieka, zorganizowany według
systemu Gurdżijewa, wśród podstawowych zadań postawił sobie też za cel z jednej
strony odpowiednio wykształcić w swych uczniach, zgodnie z wymaganiami ich
przyszłej subiektywnej egzystencji, każdą z tych wyliczonych niezależnych
osobowości – najpierw oddzielnie, a potem w ich wzajemnych relacjach – a z
drugiej strony począć i rozwinąć w swoich wychowankach to, co powinien mieć
każdy, kto nosi imię ,,człowiek bez cudzysłowu”: jego własne ,,Ja”.
Aby dać
ściślejszą, można by rzec, naukową definicję różnicy między prawdziwym
człowiekiem, to znaczy takim, jakim być powinien, a tym, którego nazywamy
,,człowiekiem w cudzysłowie”, czyli takim,
jakim stał się prawie każdy współczesny
człowiek, warto w tym miejscu przytoczyć, co na ten temat powiedział Gurdżijew
w czasie jednej ze swoich pogadanek.
Otóż wyraził to wtedy tak:
-Jeśli
chcemy zdefiniować człowieka z punktu widzenia, który nas interesuje, to na nic
nam się nie zda współczesna wiedza o jego anatomicznych, fizjologicznych czy
psychicznych cechach, ponieważ te cechy, w mniejszym lub większym stopniu,
przynależną każdemu człowiekowi, a skoro stosują się jednakowo do wszystkich,
to nie możemy za ich pomocą dokonać potrzebnego nam rozróżnienia między ludźmi.
Za miernik
takiego rozróżnienia można przyjąć tylko następujące sformułowanie:
CZŁOWIEK TO
ISTOTA, KTÓRA POTRAFI ,,CZYNIĆ”, A ,,CZYNIĆ” TO ZNACZY DZIAŁAĆ ŚWIADOMIE I Z
WŁASNEJ INICJATYWY.
Faktycznie,
każdy w miarę zdrowo myślący człowiek, który potrafi być choć trochę
bezstronny, musi przyznać, że do tej pory nie istniała ani istnieć nie mogła
pełniejsza i bardziej wyczerpująca definicja.
Jeśli
przyjmiemy tę definicję choćby tylko prowizorycznie, to nieuchronnie pojawi się
pytanie:
Czy człowiek, który jest produktem współczesnego wychowania i
współczesnej cywilizacji, może sam czynić cokolwiek świadomie i z własnej woli?
Nie! –
odpowiadamy od razu.
Dlaczego
nie?
Choćby
tylko dlatego, że, jak dowodzi i stanowczo stwierdza na podstawie własnych
badań doświadczalnych Instytut Harmonijnego Rozwoju Człowieka, u ludzi
współczesnych wszystko bez wyjątku od początku do końca ,,się czyni” i nie ma
niczego takiego, co by człowiek współczesny ,,czynił” sam.
W życiu
osobistym, rodzinnym i społecznym, w polityce, nauce, sztuce, filozofii i
religii, słowem w tym, co składa się na proces zwykłego życia współczesnego
człowieka, wszystko od początku do końca
,,się czyni” i ani jedna z tych ,,ofiar współczesnego wychowania” sama
nie jest w stanie niczego ,,uczynić”.
To
kategoryczne stwierdzenie, doświadczalnie udowodnione przez Instytut
Harmonijnego Rozwoju Człowieka, a mianowicie, że zwykły człowiek niczego
,,czynić” nie może i że z nim wszystko ,,się czyni”, jest zbieżne z tym, co
mówi o człowieku współczesna ,,ścisła nauka pozytywna”.
Współczesna
,,ścisła nauka pozytywna” utrzymuje, że człowiek jest bardzo złożonym
organizmem, który w drodze ewolucji rozwinął się z najprostszych organizmowi
teraz ma zdolność reagowania na wrażenia zewnętrzne w niezwykle złożony sposób.
Ta zdolność
reagowania jest w człowieku tak złożona i różne jego odruchy mogą być tak
odległe od przyczyn, które je wywołały i warunkują, że działania człowieka, a
przynajmniej pewna ich cześć, sprawiają na naiwnym obserwatorze wrażenie
zupełnie spontanicznych.
Ale zgodnie
z ideami Gurdżijewa przeciętny człowiek jest w rzeczywistości niezdolny do
nawet najmniejszych samodzielnych lub spontanicznych działań czy słów. W
całości jest tylko i wyłącznie rezultatem zewnętrznych wpływów. Człowiek to
maszyna transformacyjna – coś w rodzaju stacji przekaźnikowej sił.
Tak więc z
punktu widzenia całokształtu idei Gurdżijewa, a także zgodnie ze współczesną
,,ścisłą nauką pozytywna”, człowieka odróżnia od zwierząt jedynie większą złożoność
reakcji na wrażenie zewnętrzne i bardziej skomplikowana struktura systemu ich
postrzegania.
Jeśli zaś
chodzi o to, co przypisuje się człowiekowi i nazywa ,,wolą”, Gurdżijew
całkowicie zaprzecza możliwości jej występowania w zbiorczej obecności
przeciętnego człowieka.
Wola to
pewna kombinacja ukształtowana z rezultatów określonych właściwości, które
specjalnie wypracowali w sobie ludzie potrafiący ,,czynić”.
Natomiast w
obecnościach zwykłych ludzi to, co oni zwą ,,wolą”, to wyłącznie wypadkowa
pragnień.
Wola jest
oznaką bardzo wysokiego stopnia bycia w porównaniu z byciem zwykłego człowieka.
I tylko ci, którzy władają takim byciem, mogą ,,czynić”.
Wszyscy
pozostali ludzie to po prostu automaty, maszyny lub nakręcane zabawki wprawiane
w ruch przez zewnętrzne siły działające w takim stopniu, w jakim działa
umieszczona w nich wskutek przypadkowych warunków zewnętrznych ,,sprężyna”,
której oni sami nie mogą z własnej inicjatywy ani wzdłużyć, ani skrócić, ani
zmienić.
A potem,
chociaż przyznajemy, że człowiek ma w sobie wielkie możliwości, to dopóki
pozostaje taki, jakim jest obecnie, odmawiamy mu wszelkiej wartości jako
samodzielnej jednostce.
Koniec cz. II




Brak komentarzy:
Prześlij komentarz